"Piąty elefant" Terry Pratchett

Piąty elefant - Terry Pratchett

Jako, że świat jest dyskiem, to nie ma przed nim ucieczki. Nawet jak zeskoczysz z krawędzi, to wpadniesz na jednego z czterech słoni i odbijesz się z powrotem.  Dlatego więc po raz kolejny dałem się wciągnąć w przygody komendanta Vimesa oraz kapitana Marchewy, zaserwowane przez jednego z bardziej znanych Brytyjczyków świata. Tym razem przyszedł czas na odwiedziny w sąsiednim państwie.

 

Vimes jako, że po małżeństwie z lady Sybill został diukiem, awansował na ambasadora. Może on sam, nie uważa tego za awans, lecz musi się podporządkować. Zostaje wysłany na misję dyplomatyczną do Uberwaldu, a więc krainy krasnoludów, wilkołaków, wampirów no i oczywiście ogromnych pokładów tłuszczu. Jako swój orszak postanawia więc wziąć ze sobą Cudo Tyłeczek(wyzwoloną krasnoluda [nie ma żeńskiej formy krasnoluda]) oraz trolla Dedrytusa(w Uberwaldzie cały czas toczy się wojna pomiędzy nimi i krasnoludami). Tak więc na ciepłe przywitanie liczyc nie mogą. Okazją do  tej dziwacznej delegacji jest koronacja nowo wybranego krasnoludzkiego króla. W tak kruchej sytuacji, każdy chce uszczknąć dla siebie kawałek tortu nawet, jeżeli jest on z tłuszczu.

 

"Piąty elefant" to mistrzowsko zbudowany kryminał z dużą dawką akcji oraz oczywiście jak przystało na Pratchetta humoru. Wyjątkowo proporcje w jakich są rozłożone te gatunki literackie są mistrzowsko zrównoważone. Zdarzało się, że czasem książki tegoż autora wydawały mi się zbyt abstrakcyjne i przez to niezrozumiałe. Tutaj książka sama się czyta. Ukazanie tajników dyplomacji oraz szpiegostwa jest wspaniałe, a smakowite kąski jak więzień Patrycjusza Leonard albo gadający mały kundelek, czy też pojawiająca się kilka razy Śmierć dodają smaku całości. 

 

Nie mam zastrzeżeń do "Piątego elefanta". Ksiażka jest zabawna, wciągająca, frapująca oraz oczywiście ma ukrytą mądrość i przesłanie. Nie tak oczywiste jak poprzednie tomy, ale, nic nie jest tym, na co wygląda. Tak jak tytułowy elefant. Zachęcam do lektury