Jacek Piekara to ostatnimi czasy bardzo płodny pisarz. Nie zdążył człowiek jednej jego ksiażki przeczytać a tu już kolejna premiera. Może to nagły przypływ weny a może większa koncentracja na procesie twórczym, nie wiem, ale trzeba przyznać, że tempo jest tak duże, że ni zdążyłem jeszcze przeczytać ostatniego tomu "Płomień i Krzyż" a już miałem na półce czekający na mnie egzemplarz "Przeklętych krain". Wszystko to dzięki wydawnictwu Fabryka Słów, która podesłało mi tą powieść za co serdecznie dziękuję. Ale co nas czeka podczas lektury? Zapraszam, zerknijcie poniżej.
Akcja "Przeklętych krain" jest bezpośrednią kontynuacją wspomnianego przed chwila"Płomienia i Krzyża tom 3". Dla niewtajemniczonych Inkwizytorium miało do wykonania tajną misję na dalekiej Rusi i dlatego wysłało tam grupę doborowych Inkwizytorów w skład której wchodził między innymi znajomy nam Mordimer Madderdin. Po wykonaniu zadania Mordimer został przymuszony do pozostania na miejscu, podczas gdy reszta drożyny powróciła do Cesarstwa. I tutaj rozpoczyna się nasza książka.
Księżna Ludmiła, władczyni Peczory znalazła dla naszego bohatera dwie funkcje. Pierwsza jest niewdzięczna, gdyż został jej osobistym ochroniarzem. A może lepiej powiedzieć psem stróżującym, gdyż spał pod drzwiami i pilnował czy nikt nie czyha na jej życie.
Drugie zadanie było dużo przyjemniejsze, ponieważ polegało na doświadczaniu i opisywaniu wizji zsyłanych na uczennicę wiedźmy z bagien. A gdzie tu przyjemność? Otóż wizji doświadczała tylko podczas miłosnych uniesień. A, że Natasza była młoda, delikatna i powabna to obowiązek ten szybko zmienił się w czystą przyjemność. Podczas jednych z tych "seansów" dostrzegli wielkie zło i mrok czające się w głębi bagien, które zagrażało rządom Ludmiły. Od tego momentu rozpoczęły się poszukiwania przeklętego miejsca w których główną rolę miał odegrać nasz bohater.
Jest tu kilka aspektów, które należy podjąć po przeczytaniu "Przeklętych krain". Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że jest to porządnie napisana książka. Fabuła nieco się ciagnie aby mocno przyśpieszyć pod koniec, ale jest to raczej czepialstwo niż zarzut. Czyta się płynnie i z zaciekawieniem w dodatku dużo dowiadujemy się o życiu na Rusi dzięki obszernym opisom serwowanym przez autora. I wszystko to bardzo mi się podoba. Ale jedna rzecz ostro mi nie pasuje. Chodzi o związek Mordimera i Nataszy. Kleją się do siebie niczym zadurzeni nastolatkowie, którzy co chwilę licytują sie kto kogo bardziej kocha. Jak dwa gołąbeczki, które spijają sobie z dzióbków słodkie słówka. Patrząc wstecz na inne związki inkwizytora z kobietami byłem mocno zaskoczony. Dotychczas sprawy męsko-damskie traktował bardzo przedmiotowo bez większego ładunku emocjonalnego. A tym razem wygląda na to, że przez lata powściągliwości zgromadziła się ogromna ilość czułości, która zalała Nataszę jak przerwana tama. Ona sama też jest dziwną postacią. Raz zachowuje się stosownie do swojego wieku, a więc troche rozwydrzona, trochę kapryśna, niezdecydowana ale i świata nie widząca poza swoim kochankiem .A za chwilę niczym księżniczka, wyniosła, pewna siebie i wykorzystującą fakt, że na dworze wszyscy sie jej boją ze względu na jej zdolności. Nie wiem czy jest to celowy zabieg, czy też może brak konsekwencji autora w kreacji bohaterki. Zapewne dowiem się w kolejnym tomie. Tak, będzie kolejny tom i w związku z tym czas na moją główną bolączkę.
Rozbicie pod serii i rozciągnięcie akcji. Nie jest to zarzut do tej książki, ale raczej do ostatniego trendu, który zauważyłem w twórczości Jacka Piekary. Otóż jak wiecie, bądź i nie, Cykl inkwizytorski składa sie z kilku serii. Główna skupiona jest na dojrzałym Mordimerze i powstała jako pierwsza. Zapowiedziana "Czarna śmierć" miała się ukazać w IV kwartale 2007 roku, lecz czekamy do dzisiaj. Następnie powstała pod seria "Ja inkwizytor" opisująca przygody inkwizytora zaraz po skończeniu Akademii. Można było znaleźć w niej rozwiązania kilku kwestii z głównego nurtu i poznać lepiej świat. Jednocześnie wyszła osobna pozycja "Płomień i krzyż" gdzie Mordimer jest tylko poboczną postacią a fabuła skupia się dookoła innych Inkwizytorów z Wewnętrznego Kręgu. Mieliśmy wiec jednocześnie trzy rozpoczęte serie, czyli kilkanaście pozycji do przeczytania. Autor słusznie uznał, że rozpoczyna domykanie wątków aby doprowadzić tą historię do finału. Najpierw napisał "Ja Inkwizytor. Kościany Galeon" czym zamknął tą serię. Następnie miał dokończyć "Płomień i Krzyż" i przejść do legendarnej już "Czarnej Śmierci". Wszystko szło dobrze aż to tego momentu.
Dlaczego "Przeklęte krainy" zostały umiejscowione przed "Kościanym Galeonem"? W teoretycznie domkniętej serii robimy lukę i dorzucamy kolejna historię. I to nie pojedynczy przypadek, ponieważ jak już wspomniałem jest zapowiedziany kolejny tom osadzony na Rusi. Wygląda to więc na ważną fabularnie wyprawę, o której nie ma ani słowa w innych książkach z serii. I to każe mi się zastanowić nad przyszłością.
Wszystko powinno mieć swój początek i koniec. W obecnym momencie nie wiem ,kiedy cykl Inkwizytorski się skończy. Obawiam się przekształcenia go w telenowelę, która będzie się ciągnęła jeszcze kilkanaście lat, ponieważ zawsze można dorzucić jakąś przygodę z przeszłości. "Ja Inkwizytor. Przeklęte Krainy" jest pozycją solidną, lecz jej ocenę muszę nieco obniżyć właśnie ze względu na skręceniu ku telenoweli. Obym się mylił.