"Paradyzja" Janusz Zajdel

Paradyzja - Janusz Andrzej Zajdel

Przygody z rodzimą literaturą sci-fi ciąg dalszy. Uparcie zapoznaje się z twórczością Pana Zajdla i coraz bardziej podobaja mi się te starsze powieści, które mogli na gorąco czytać moi rodzice, a z których ja zapewne trace sporo nawiązań i smaczków. Mimo tego jednak, warto czytać. Oto czemu.

 

Pisarz Rinah Devi zostaje wysłany na tytułową sztuczną planetę, w celu zebrania informacji do swojej ksiażki. Dodatkowo ma też podpytać miejscowych co się stało z poprzednim podróżnikiem, który odwiedził ich 10 lat temu. Stopniowo poznając obyczaje i zasady obowiązujące tą zamkniętą społecznością dochodzi do nieoczekiwanych wniosków, które mogą zburzyć dotychczasowy porządek.

 

Jak już zdążyłem się przyzwyczaić, Zajdel opisuje totalitaną dystopię. Tym razem jednak jest nieco bardziej konkretny w zarzutach. Paradyzja powstała w wyniku połączenia się 12 kontenerów transportowych na orbicie Tartaru, planetu która byłą celem misji kolonizacyjnej. Po przybyciu na nią, dowództwo zamiast rozpocząć zasiedlanie, postanowiło stworzyć niezależną i z czasem w pełni autonomiczną bazę kosmiczną, czy też jak to oni uważają sztuczną planetę. Tak czy siak jest to sztuczny i nienaturalny twór, który, aby móc funkcjonować wymaga niezwykłej dyscypliny i posłuszeństwa wśród mieszkańców. Aby ją egzekwować rozwinął się cały skomplikowany system bezpieczeństwa, który dla dobra wszystkich prowadzi wszechobecną inwigilację. Co niektórzy są w stanie ominąć te zabezpieczenia, ale jest to prawdziwa sztuka.

 

Im dłużej czytałem tę powieść, tym bardziej widoczne stawało się porównanie Paradyzji do ZSRR. Sztuczny twór utworzony z odrębnych, lecz odizolowanych pojedynczych segmentów. Od małego wbijanie od głowy zasad umożliwiających kontrolę i inwigilację społeczeństwa. Bardzo duży nacisk kładziony na system obronny oraz na utrzymywanie ludzi w ciagłym strachu przed innym mocarstwem, Ziemią. Te wszystkie i jeszcze wiele, wiele innych przykładów, które można by mnożyć sprawiły, że nie miałem wątpliwości co do intencji autora. Jakim cudem to przeszło przez cenzurę, nie mam pojęcia. Pozostaje jednak faktem, że jest to, zaraz po ksiażce Orwella najtrafniejszy utwór opisujący komunizm.

 

"Paradyzja" jest świetnym przykładem na to, jak w otoczce sci-fi można ukryć dużo więcej niż na pierwszy rzut oka widać. I nie muszą to być pytania o sens lub istotę człowieczeństwa, jak u Dick'a, ale może się to odnosić do zwykłęgo codziennego życia. Codziennego oczywiście w okresie powstawania powieści, co nie umniejsza jej wartości. Dla mnie jest to wartość edukacyjna, dla roczników bardziej dojrzałych, będzie ona wspominkowa.