"Błękitna pustka" Jeffery Deaver

Błękitna pustka - Jeffery Deaver

Miałem już kilka razy do  czynienia z książkami pana Deaver'a. Zawsze byłą to lektura wymagająca, która kręciła mną jak chciała. Wiele wątków, jeszcze więcej podejrzanych i świadome podpuszczanie czytelnika. To chyba cechy charakterystyczne. Gdy wiec w wielkim pudle z napisem TANIA KSIĄŻKA znalazłem "Błękitną pustkę" uznałem, że z chęcia dam sie znowu ogłupić.

 

Zamiast ogłupiania zostałem zasypany żargonem komputerowym. Wymagała tego fabuła, która mówi o niezwykle uzdolnionym hakerze, który postanowił przenieść pewien rodzaj gry sieciowej do świata rzeczywistego. Wykorzystując swoje zdolności oraz elementy socjotechniki potrafił znajdować się na tyle blisko bardzo ostrożnych, lub strzeżonych osób, aby zadać im śmiertelny cios wielgachnym nożem prosto w serce. Im trudniejszy dostęp, tym wyższy poziom trudności. Aby móc z nim walczyć, policjanci pracujący nad sprawą proszą o pomoc innego hakera, który przebywa obecnie w więzieniu. W zamian za pewne udogodnienia w końcowym okresie odsiadki Wyatt Gillettet zgadza się pomóc odszukać głównego schwarc charaktera. Oczywiście nie będzie to takie proste, gdy na jaw wyjdą niewygodne fakty z przeszłości, które mocno przeszkodzą naszym bohaterom. Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej, sięgnijcie do lektury.

 

Niestety tematyka mnie nie porwała. Powiem wiecej, był to najsłabszy element tej powieści. Od początku bowiem zasypywany byłem ogromną ilością fachowej terminologii wraz z wyrażeniami slangowymi oraz skrótami sprzętów oraz organizacji i firm mającymi związek z przemysłem informatycznym. Oddać muszę autorowi, że starał się wszystkie niejasności na bieżąco tłumaczyć, lecz ich ilość po prostu mnie dobiła. Skończyło się na tym, że nie starałem się nawet ich przyswajać, tylko przelatywałem po nich wzrokiem, jak po opisach przyrody w "Nad Niemnem". Rozumiem, że Deaver dogłębnie odrobił lekcję i chciał się nią pochwalić, lecz trochę przesadził. tym bardziej, że książka wydana w roku 2001 opisuje sprzęty i oprogramowania z naszej perspektywy przestarzałe i to mocno. Biorąc się za tematykę informatyczną powinien wiedzieć, że specyfikacje sprzętowe i techniczne ulegną niesamowicie szybkiej zmianie. Dlatego nawet jeżeli bym się interesował bardziej technologią, prawdopodobnie i tak zbyt wiele by mi te opisy nie mówiły. W 2001, gdy książka byłą gorąca na pewno inaczej bym do tego podszedł. Dzisiaj jest po prostu zbyt archaiczna. 

 

Druga sprawa to wspomniana wcześniej socjotechniki. W powieści doszedłem do wniosku, że jest to wyszukana umiejętność oszukiwania innych, przekonywania do postrzegania nas z innej perspektywy niż normalnie. gdy przed chwilą zajrzałem do słownika, okazało się, że nie jest to do końca prawdą. Socjotechnika używana jest przede wszystkim do oddziaływania na jednostki i grupy społeczne, aby przejęły pożądany przez nas punkt widzenia. Różnica subtelna, lecz znacząca. Dlaczego? Ponieważ słowo to przewijało się tak często na kartach powieści, że zaczęło pełnić funkcję magicznego zaklęcia. Zabójca zdobył informacje z życia prywatnego ofiary i dzieki temu podszył się pod jej znajomego - socjotechnika, porywacz podrzucił fałszywą wskazówkę, aby w spokoju porwać dziecko - socjotechnika, podejrzany przebrał się za ochroniarza - socjotechnika. Stała się ona odpowiedzią na wszystko, co w pewnym momencie zaczęło irytować.

 

Aby nie mówić tylko źle, zaznaczę, że pod innymi względami czyta sie dużo przyjemniej. Fabuła jest nieprzewidywalna i tak jak wspomniałem we wstępie autor wodzi nas za nos i podstawia pod niego kilka możliwości. Niezależnie którą wybierzemy i tak okaże się, że nie mieliśmy racji. To dobrze, a nawet bardzo dobrze. Zmusza to do ciągłej gimnastyki umysłu i nie pozwala na znudzenie lekturą. Gdyby tylko Deaver wybrał inną tematykę, myślę że była by z "Błękitnej pustki" całkiem zacna powieść. A tak dostałem ciekawy pomysł w nieciekawej otoczce.