"Komórka" Robin Cook
Ostatnia książka z serii tych poleconych, a jednocześnie pierwsza tegoż autora. Już wcześniej planowałem zapoznać się z twórczością Pana Cook'a więc przypadek ten stał się doskonałym zbiegiem okoliczności. Nie marnowałem więc czasu i żwawo wziąłem się za lekturę.
Ku mojemu zaskoczeniu czytało się niespodziewanie dobrze. Pierwsze rozdziały wręcz połknąłem. Może spowodowane to było tematyką medyczną, z którą sam mam wiele do czynienia na co dzień, a może po prostu podszedł mi styl autora. A może i jedno i drugie. Tak czy siak szybko wkręciłem się w historię doktora Georga Willson'a. A gość miał niezłego pecha.
Otóż nasz doktorek jest na ostatnim roku specjalizacji radiologicznej i zaczyna prześladować go... śmierć. A dokładnie jego pacjentów. Jednak jest to dosyć niezwykłe, gdyż kilku pacjentów, u których Willson stwierdza zaawansowany nowotwór w ciągu kilku najbliższych dni dochodzi do szybkich zgonów. Oprócz raka nieszczęśnicy Ci cierpieli również na inne powazne i przewlekłe schorzenia, więc tak czy owak czekało ich sporo cierpienia i w końcu zapewne i tak zejście, ale nie w ciągu kilku dni. Dziwaczne zgony pokrywaja się w czasie z prezentacją najnowszej aplikacji mobilnej iDoc, która z powodzeniem odciąża większość lekarzy przejmując za nich nadzór nad przewlekle chorymi. Kończą się własnie beta testy i firma ubezpieczeniowa, która wymyśliła iDoc'a planuje wypuścić go na cały amerykański rynek. George zauważa jednak, że kilkoro z denatów było testerami tego systemu. Czyżby jakiś spisek rządowy, lub atak hakerów może narazić życie tysięcy przyszłych użytkowników?
Fabuła poprowadzona jest w sposób wzorcowy. Sam główny bohater również da się lubić i podążamy za nim często z wypiekami na twarzy. Sama akcja osadzona jest na przestrzeni jednego tygodnia, więc nie znajdziemy tu wiele opisów. Pojedyncze dni przedstawione są w sposób szczegółowy, lecz nie przesadnie dokładny. Nie znajdziemy tu tekstów pokroju "wstał o 7 rano, założył futrzarze bambosze i przecierając zaspane oczy zmierzał do kuchni po drodze omijając stertę nieuprasowanych ubrań, którą obiecał sobie uprzątnąć już dwa dni temu". Co to to nie. W ciagu tego tygodnia na prawdę dużo się działo. Jest to jeden z największych plusów tej książki. Spróbujcie opisać tydzień z czyjegoś życia nie popadając w rutynę i zbędne lanie wody a mimo wszystko naprodukować ponad 400 stron. Szacunek dal autora. Tematyka też bardzo na czasie, aczkolwiek trochę zbyt fantastyczna. Telefon, który jest w stanie na bieżąco kontrolować twoje tętno, poziom stresu i cukru? Żaden problem, mamy takie możliwości już dzisiaj. Ale jeżeli dodatkowo plując na ekran dokona analizy śliny oraz może stać się przenośnym aparatem do echa serca to już trochę przesada. Gdyby rzucić tę opowieść w niezbyt odległą przyszłość, dajmy na to 20-30 lat do przodu, to było by super. Ale jeżeli mamy czasy nam współczesne, to zalatuje mi sci-fi.
Nie licząc tej nazbyt zaawansowanej technologii nie bardzo jest sie do czego przyczepić. No może fabułą nazbyt przewidywalna jest, ale nie raziło mnie to tak bardzo. Pewnie dlatego, że "Komórka" jest bardzo dobrze napisana. Uważam ja więc za solidną pozycję, która skłoniła mnie do dalszego zagłębienia się w najbliższej przyszłości w proze Pana Cook'a. Polecam