"3001. Odyseja kosmiczna" Arthur C. Clarke

Z niemałymi problemami i oporami ale jednak dotarłem do końca serii. Seria, która zaczęła się fantastycznie, lecz później było dużo gorzej. Dlatego też do ostatniej, finałowej części podchodziłem jak do jeża. Wiedziałem, że jest w stanie ukłuć i to boleśnie.
Na szczęście dla mnie, tym razem obawy okazały się bezpodstawne. W Czwartej części odysei przenosimy się, jak można wywnioskować po tytule do XXXI wieku. Oczywiście ludzkość zmieniła się i to znacznie, zarówno w kwestii zachowań, jak i ekspansji kosmicznej. Abyśmy nie byli zagubieni w tym nowym świecie, autor postanowił w roli głównego bohatera osadzić postać, która pojawiła się już wcześniej i jest nam najbliższa czasowo. Chodzi o Franka Poole'a, który zginął dryfując ku Saturnowi/Jowiszowi w pierwszej części Odysei. W jaki sposób został odnaleziony i przywrócony do życia po 1000 latach? Tego wam nie zdradzę, żeby nie zepsuć zabawy. Powiem jednak, że za pośrednictwem Franka poznajemy na prawdę zachwycającą wizję przyszłości. Z czasem okazuję się, że kosmiczni inżynierowie odpowiedzialni za stworzenie monolitów, oraz jak się okazało stymulacje naszej rasy mają co do nas pewne plany. I nie koniecznie powinniśmy się z nich cieszyć. Czy Frank, jedyny żyjący obecnie człowiek który miał do czynienia z monolitem pomoże ludzkości?
Muszę pochwalić tę powieść. Przede wszystkim za wizje przyszłej Ziemi oraz całego układu słonecznego. Są one na prawdę bardzo przemyślane i aż żałuje, że nie dane mi będzie zweryfikowania ich w przyszłości. Program zasiedlania innych najbliższych nam planet również robi wrażenie. Pod względem naukowym nie ma chyba się do czego przyczepić. Lecz podobnie było i w poprzednich częsciach odysei. Dlaczego więc, ta jest lepsze od dwójki i trójki? Nie jest tajemnicą, że Clarke był świetnym wizjonerem, lecz co do zdolności literackich można mieć zastrzeżenia. Kreacja postaci oraz fabułą były najsłabszymi elementami ksiażek, które do tej pory przeczytałem. I tutaj zaskoczenie. W ostatniej części Odysei fabuła jest całkiem znośna. Owszem, nie powala i jest dosyć prosta, bo można całą książkę streścić w 4 zdaniach (bez obaw, nie będę spoilerował), lecz w porównaniu z tym co dostaliśmy w trzeciej części, jest sie z czego cieszyć.
Po lekturze całej serii z czystym sumieniem mogę napisac, że Clarka bardzo chętnie czytałbym jako pisarza koncepcyjnego. Jego pomysły są świetne. Gdyby zajmował się szkicami, lub monografiami w których opisywał by swoją wizję przyszłości było by to dużo lepsze i przyjemniejsze w odbiorze. W powieściopisarstwie jednak nie jest zbyt dobry. Warsztat nie zachwyca, a cała akcja(której czasem brakowało) i fabuła była jakby na siłę dorzucona, aby mniej więcej wszystko trzymało się kupy. Niezwykle irytujące były rówineż przepisywane całe rozdziały z poprzednich części. Czy na prawdę nie można było streścić poprzednich wydarzeń lub opisów? Zamiast tego przez całą sagę raczony byłem przepisywanymi słowo w słowo powtórkami, które z premedytacją pomijałem.
Podsumowując całą serię stanowczo polecam tylko część pierwszą i ostatnią. O pierwszej już się napisałem kilak tygodni temu, więc powtórek nie będzie. Co do obecnej jest solidną pozycją, którą można też czytać niezależnie, bez znajomości wcześniejszych tomów. Twórczość Clarka uznaję za interesującą i wartą poznania, lecz co do zgłębiania chyba sobie odpuszcze. Są jednak lepiej piszący autorzy