"Ostatni rejs Fevre Dream" George R.R. Martin

Ostatni rejs "Fevre Dream" - George R.R. Martin

O jakiej książce myślicie gdy słyszycie nazwisko Martin? Oczywiście "Gra o tron". Jednak jak się okazało na kilka miesięcy zanim odkryłem tę serię na mojej półce pojawiła się inna powieść tegoż autora. Leżała grzecznie i się nie wychylała. Co więcej, nawet nie krzyczała głośno, kto ją napisał! Ta skromność w końcu się opłaciła, gdy wybierałem się w góry. Potrzebowałem czegoś neutralnego i niezbyt ciężkiego aby weszło do plecaka. Tym sposobem rozpocząłem przygodę z wampirami.

 

Główny bohater to styrany przez życie kapitan żeglugi rzecznej Abner Marsh. Duży, gruby, brzydki i pyskaty. I po ostatnich przeprawach na skraju bankructwa. Dlatego też, gdy pojawia się tajemniczy blady jegomość z workiem pieniędzy i ofertą nie do odrzucenia długo się nie zastanawia. Jeshua York, bo tak się nazywa nasz bladolicy oferuje mu sfinansowanie budowy najszybszego parostatku na Missisipi i wejście w spółkę. W zamian chce aby go nie niepokoić w ciągu dnia i kilka darmowych podróży dla swoich znajomych. Abner początkowo wywiązuje się z umowy, lecz z czasem coraz więcej rzeczy zaczyna być dziwnie podejrzanych.

 

Akcja powieści dzieje się w połowie XIX wieku w Stanach Zjednoczonych. Epoka pary pełną gębą i poczatek wypierania zabobonów przez naukę. Jednak w umysłach ludzkich głęboko zakorzenione są mroczne lęki i potwory. Ich ucieleśnieniem są wampiry, dzieci nocy, które tylko czyhają na naszą słodką krew. Martin bardzo rzetelnie podchodzi do tematu wampiryzmu w sposób podobny do Watts'a ze "Ślepowidzenia". Zamiast magi, czarów i sił nadprzyrodzonych dostajemy naukowe podejście przedstawione i zgłębione przez nomen omen wampira. To należy zaliczyć do niewątpliwych plusów tej powieści. Później nie jest już tak łatwo niestety.

Nie wiem jak zaklasyfikować "Ostatni rejs...". Horrorem to na pewno nie jest .Znalazłem raptem jeden fragment który mnie poruszył. Powieść obyczajowa? Może. Ale jeżeli już to z dużą domieszką literatury drogi. Praktycznie cała akcja ma miejsce na parostatku lub w miastach portowych wzdłuż Missisipi. Można więc ze spokojem ducha powiedzieć, że mamy tu do czynienia z rzecznymi wampirami.  A dokładniej z rzeczną wariancją na temat klasycznego dzieła Stokera, 'Drakuli". Wg mnie Martin wyraźnie sugerował się tą pozycją. W obydwu przypadkach mamy stopniowe dążenie do konfrontacji, w wyniku której następuje ucieczka i pościg w celu odnalezienia ukochanej, chociaż w tym przypadku luba będzie dosyć niezwykła. W każdym bądź razie schemat powieści jest dosyć oklepany i nie znajdziemy tu wiele niespodzianek albo zwrotów akcji. Co nie zmienia faktu, że lektura nie męczy. Czyta się dobrze, bez dłużyzn i przestojów. Ot taka zagwostka jak to ocenić.

 

"Ostatni rejs.." jest rozprawieniem się z mitem wampirów i próbą wprowadzenia do kanonu czegoś nowego. Próbą nie do końca udaną, lecz jednak całkiem przyjemną. To mało znane dzieło Martina oceniam jako solidnego przeciętniaka, czyli dokładnie to czego potrzebowałem w czasie wyprawy w góry. Można spokojnie czytać, nie ugryzie