"Siewca wojny" Brandon Sanderson

O maaatko ależ mi się to długo czytało. Tylko nie zrozumcie mnie źle. Ksiażka jest fajna, ale ja nie jestem jej adresatem . A wszystko sugerowało, że będzie inaczej. Chcecie posłuchać dlaczego? No dobrze, zaczynamy.
Po pierwsze sięgnąłem po nią, ponieważ jestem po lekturze "Słów światłości" a wg kilku serwisów, powinienem się z nią zapoznać przed rozpoczeciem lektury Archiwum Burzowego Światła. Niestety co przeczytane, nie da się odprzeczytać, więc uznałem, że przeczytam po fakcie i chociaż tak poznam wątki łączące obie pozycje. Jak się okazało, wcale nie trzeba tak koniecznie się z nią zapoznać, aby być w temacie. Ale teraz to jestem juz mądry...
Po drugie okładka. Czytałem dokładnie to wydanie, które jest na załączonej grafice. Spójrzcie tylko. Wysoki, bladolicy młodzieniec z długimi czarnymi włosami i czerwonymi oczyma opiera się o kawał miecza. Pierwsze skojarzenie miałem takie, że gdzieś to już było. Kossakowska przecież opisał Abaddona praktycznie identycznie w swoim "Siewcy wiatru"... No tak. I tu siewca i tu siewca. Przypadek? Nie ma szans. Wydawca najwidoczniej uznał, że przetłumaczony tytuł będzie jeszcze mocniej się kojarzył czytelnikowi w parze z sugestywną okładką, która... nie ma nic wspólnego z treścią książki. To jedna z większych ściem jakie ostatnio mnie spotkały.
Treść bowiem opowiada o historii dwóch księżniczek. Jedna od 20 lat przygotowywana do zaaranżowanego małżeństwa z władcą totalnym wrogiego Imperium. Druga natomiast jako najmłodsza zawsze niepokorna, buntownicza i taka trochę chłopczyca. W decydującym momencie zamieniają się rolami, co sprawia, że obydwie czują się nieswojo i nie na swoim miejscu. Jedna musi poznać na własnej skórze dworskie intrygi, druga natomiast odsunięta na boczny tor czuje się zbędna i chce to zmienić. A nieco z boku poznajemy pewnego boga, który uważa, że nie zasługuje na to aby go czcić oraz skrytego w cieniu bohatera z niezwykłym czarnym mieczem, który wygląda zupełnie inaczej niż na okładce. I w sumie to tyle.
Po dogłębnych przemyśleniach doszedłem do wniosku, że jest to świetna pozycja dla kobiet. Z racji głównych bohaterek, większość akcji toczy dookoła uczuć i emocji. Również poznawanie dworskich zwyczajów oraz samego groźnego Króla-Boga będącego w rzeczywistości kimś zupełnie innym jest dużo bardziej interesujące dla dziewczyn. Owszem zdarzają się też brutalniejsze sceny, lecz są to raczej wyjatki, które dodają nieco smaczku. Zostałem więc przez wydawcę wpuszczony w maliny i zmuszony do przeczytania kobiecej książki. Czy żałuję? Trochę tak. Dlaczego tylko trochę? Bo system magii, czy jak to nazwał autor Biochromy jest intrygujący. Wszystko kręci się dookoła oddechów, które zwykli ludzie posiadają w pojedynczej ilości. Jeżeli jednak jakiś szczęściarz zdobędzie ich kilkadziesiat i poćwiczy będzie w stanie zmusić przedmioty nieożywione do wykonywania prostych poleceń. Co ciekawsze można nawet w taki sposób ożywić zwłoki. Wszystko czego potrzeba to większa ilość oddechów, wyraźnie wypowiedziany Rozkaz oraz jakiś kolorowy przedmiot, który w konsekwencji straci swoją barwę,
Ładnie, zgrabnie i elegancko. Choćby ze względy na ten system magii warto sięgnąć po "Siewcę wojny". Zaznaczam jednak aby nie kierować się okładką bo może sporo nakłamać.