"Z mgły zrodzony" Brandon Sanderson

Są takie książki, których nie chce się skończyć. I nie chodzi mi o to, że akcja się ciągnie, bohaterowie są nudni a treść irytuje. Chodzi mi o ten przypadek z przeciwnego wręcz bieguna. Nie chcę mi się kończyć książki, bo dobrze nam razem. Ten czas wspólnie spędzony był tak miłym doświadczeniem, że podświadomie czytałem coraz wolniej, aby rozwlec go maksymalnie. Tym oto sposobem lektura zajęła mi miesiąc. Trochę wstyd, ale się nie wstydzę. Już tłumaczę dlaczego.
Vin jest dzieckiem ulicy. Kradnie, oszukuje, żebrze i kantuje. Nie obce jest jej spanie na chodniku i głodowanie. Jednak ciągle żyje. Może dzięki własnemu sprytowi i zasadzie, której wpoił jej brat przed odejściem, żeby nikomu nie ufać, a może dzięki odrobinie szczęścia, które wydaje się jej towarzyszyć i którym jest czasem delikatnie manipulować. W każdym bądź razie przyklejona do pewnej szajki jakoś funkcjonuje w Luthadelu, stolicy Cesarstwa. Przynależność do rasy skaa, czyli niewolników bez żadnych praw nie jest tak dotkliwa w mieście, jak na okolicznych plantacjach, ale i tak lekko nie jest. I pewnego dnia to jej Szczęście sprowadzą na nią... nieszczęście. Pewnych wpływowych ludzi zainteresował jej dar i pragną go wykorzystać. Vin zostaje wciągnięta w świat arystokracji i spisków, ale ma też okazję dokładniej poznać swoje możliwości. Okazuje się bowiem, że jest allomantką, a jej cechy mogą być przydatne podczas rebelii.
Cechą charakterystyczną Sandersona jest umiejętność kreowania świata oraz systemów magii. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Świata może i zbyt wiele nie poznajemy, bo prawie cała akcja powieści ma miejsce w stolicy cesarstwa, ale i tak jest interesująco. Imperium podzielone na dominia, gdzie skaa są wykorzystywani do wszystkich najgorszych prac bez prawa sprzeciwu. Dorzućcie od tego krajobraz wiecznie pokryty popiołem z aktywnych wulkanów i w związku z tym brak zieleni, błękitu i żółci w przyrodzie to otrzymacie mocno przygnębiającą scenerię. Ciekawsze jest powolne odkrywanie historii tego świata, ale z tym się już nie zdradzę :)
System magii jest tym, co mnie wciągnęło dużo bardziej niż świat. Niezwykłe zdolności są dziedziczone i wiążę się z umiejętnością trawienia, bądź "spalania" metalów. Metale te występują w parach i potrafią zarówno wzmacniać siły witalne, wyostrzać zmysły jak i manipulować innymi metalami lub wpływać na emocje innych ludzi. Ci wybrani potrafiący wyczyniać takie cuda nazywani są allomantami. Większość opanowuje tylko jeden metal, lecz nieliczni potrafią posługiwać się całą dostępną gamą. Są oni wyjątkowo cenni, ale i niebezpieczni.
Sanderson ma niesamowite i nowatorskie pomysły, które jest w stanie zgrabnie przekuć w intrygującą treść. To trzeci świat, który poznaję i w każdym z nich system magii jest inny i fascynujący. Podziwiam człowieka za wyobraźnie, serio. Oby tak dalej.
"Z mgły zrodzony" jak wspomniałem we wstępie jest jedna z tych pozycji, które chciało by się czytać jak najdłużej. Ciekawy świat i niezwykle oryginalny system magii jest tym co urzeka i przyciąga czytelnika. Chciało by się czytać, i czytać i czytać.... Na szczęście trochę już części wyszło w tej serii, więc mój głód powinien zostać niedługo zaspokojony. polecam autora z czystym sumieniem każdemu czytelnikowi.