"Dziedziczka smoka. Testament Thubana" Licia Troisi

Testament Thubana - Licia Troisi

Mam taką półkę wstydu. A dokładniej to z 2. Znajdują się tam w większości książki, które wygrałem w przeróżnych konkursach nie patrząc nawet szczególnie o co walczę. I tak się zapełniały półeczki aż powiedziałem STOP. Teraz tylko przemyślane zakupy oraz walka w konkursach, które mnie interesują. Ale mleko się rozlało. To co mam te książki komuś sprezentować nie zapoznawszy się nawet? Nic z tego .Rozpoczynam więc eksterminacje półek wstydu. Jest to misja długofalowa ale docelowo przeczytane pozycje albo zostaną w kolekcji, albo wezmą udział w bookcrossingu. Tak więc na pierwszy ogień "Dziedziczka Smoków"

 

Książka opowiada nam o 13 letniej sierocie Sofii, która mieszka w jednym z rzymskich sierocińców w obecnych czasach. Niespodziewanie dla niej i wszystkich opiekunek pewnego dnia w drzwiach staje profesor i oświadcza, że chciałby ją adoptować. Po początkowym szoku Sofia odkrywa, że profesor wybrał ją ze wzgędu na jej pochodzenia. Otóż jest przedstawicielką bardzo starego rodu, który tysiące lat temu zjednoczył się ze smokami i właśnie w naszej małej sierotce kryje się najstarszy i najpotężniejszy z przedstawicieli skrzydlatych gadów. Dziewczynka musi tylko nauczyć się z nim porozumiewać i używać niezwykłych mocy. A czas nagli, bo prastary wywern, największy wróg smoków powoli odzyskuje siły i już niedługo przełamie wiążące go pieczęci i zaatakuje ludzkość.

 

Na pierwszy rzut oka gdy tylko spojrzymy na okładkę wydaje się, że jest to powieść dla młodzieży. Na drugi, trzeci i każdy kolejny również. I nie ma co się doszukiwać tu głębi bo tak właśnie jest. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie główna bohaterka. Sofia jest jedna z bardziej irytujących postaci jakie miałem okazje poznać. Zamknięta w sobie, uważająca, że do niczego się nie nadaje, jest najgorsza i wszystko to jej wina. Uwielbia użalać się nad sobą i nie ma ani odrobiny pewności siebie. Aż chciało się zakrzyknąć, żeby ją coś pożarło w trakcie lektury. Przeciwwagą dla niej powinien być profesor ale on również okazuje się przesadnie tkliwy. Dochodzi do tego, że w jednej ze scen nawzajem się przepraszają i starają się nawzajem przekonać kto jest bardziej winny zaistniałej sytuacji. Natomiast przeciwnicy to taki zespół R z pokemonów który cały czas ze sobą rywalizuje. Zamiast współpracować dla dobra swojego pana, wielkiego wywerna to oni cieszą się jak głupki, gdy drugiemu się nie powiodło. Sposób rekrutacji sług też jest bardzo naciagany. Pierwotnie wyglądało to ciekawie, ale później ten wątek przestał zupełnie istnieć. Zamiast przekonywać do siebie mogli równie dobrze zgarnąć jakiegos bezdomnego, bo i tak ich sługa jest bezwolną marionetką. Bezsens

 

Jest sporo ksiażek dla młodzieży, które są napisane o niebo lepiej i nie powodują takiego poziomu irytacji na głównego bohatera. Poszukajcie, serio. Bo po tej serii nie ma się czego spodziewać. Kolejne tomy nie dostaną u mnie szansy