"Instytut" Stephen King

Instytut - Stephen King

Dawno nie było żadnej pozycji od mojego ulubionego autora. Postanowiłem twardo trzymać się zasady, że romansu z kryminałem nie będę tykał, więc "Pana Mercedesa" ominąłem szerokim łukiem. Ale najnowsza propozycja już jak najbardziej trafiła na mój radar. Dlatego też bez większej zwłoki zapraszam do lektury.

 

Luke Ellis to 12 letni geniusz. Właśnie dostał się równolegle do dwóch uniwerków i planuje pociągnąć obydwa kierunki. Prawdopodobnie by mu się udało i usłyszał by o nim cały świat, a na pewno Ameryka, ale coś stanęło mu na drodze. A dokładnie ktoś. Nieznani ludzie przyjechali w nocy, porwali go i prawdopodobnie zabili mu rodziców. Zdezorientowany Luke budzi się w dziwnym ośrodku pełnym innych dzieci, które wykazują pewne zdolności parapsychiczne. Jeżeli są grzeczne dostają dostęp do słodyczy, cukierków ale i papierosów albo alkoholu. Jeżeli nie są, to czeka je paralizator, obijanie po nerkach i podtapianie. Prędzej czy później wszyscy jednak trafiają do Tylnej Połówki, czyli dalszej części Instytutu. Stamtąd żadne jeszcze nie wróciło. Luke ma inne plany, ale sam sobie nie poradzi. Muszą działać razem.

 

"Instytut" to opowieść o ucieczce z więzienia. Różni się od innych powieści tego rodzaju tym, że więźniami są dzieci ze specjalnymi zdolnościami. I w związku z tym znęcanie się nad nimi jest dużo mocniej postrzegane przez czytelników. Często czytamy o strażnikach więziennych, którzy nadużywają swojej władzy i wykazują zachowania sadystyczne. Nie przepadamy za nimi, potępiamy wręcz nawet, jeżeli zachowania te są skierowane przeciwko przestępcom. Jednak tutaj atakując dzieci stają się potworami. Dlatego tym mocniej kibicujemy młodym  rebeliantom. 
Z drugiej strony poznajemy kawałek po kawałku czym zajmuje się tytułowy "Instytut". Mimo, że dokonują tam okrutnych i  bezdusznych badań to święcie wierzą w swoją misję. CO ciekawe z czasem sami zaczynamy się zastanawiać, czy faktycznie tak nie jest. Niby wątpliwości zostają rozwiane pod koniec książki, ale ziarno niepokoju pozostało. Lubię gdy taka odrobina niepokoju zostaje po zakończeniu lektury.

 

Czy jest to jedna z najlepszych książek Kinga? Nie. Brakuje jakiegoś większego zaskoczenia, zwrotu akcji albo tego czegoś co wgniotło by mnie w fotel. Zabrakło mi też trochę pogłębienia postaci byłego policjanta, który odgrywa ważną rolę w całej powieści. Faktycznie pierwsza część książki traktuje o nim, ale następne 80 % objętości nie wspomina o nim nawet słowem, aby dopiero pod koniec odegrał swoją rolą. Postacie dzieci są dobrze opisane, lecz nie każdy dorosły będzie z chęcią identyfikował się z nieletnim Lukiem, tym bardziej, że jest geniuszem. Mimo tego lekturę "Instytutu" uważam, za bardzo mile spędzony czas. Nie było fajerwerków, ale nie zawsze muszą być. Solidna lektura prawie dla każdego. Nie ma drastycznych scen, wampirów, krwi czy wylewających się flaków. Tak więc śmiało można czytać z dziećmi :D