"Inferno" Dan Brown
Ktoś nie zna twórczości Pana Browna? Nie widzę rąk uniesionych w górze.Skoro więc jego proza cieszy sie taką popularnością, że filmy nawet kręcą, to nie dziwota, że każda nowo wydana ksiażka będzie się cieszyła przynajmniej chwilową popularnością. Poprzednie pozycje przeczytałem, filmy obejrzałem ( o dziwo nawet mi się podobały) więc nie zostało mi nic innego, jak chwycić "Inferno" w moje łapki.
Sama okładka oraz zwięzły opis na obwolucie zaostrzyło troszkę mój apetyt. Szczególnie okładka, ponieważ wyraźnie widać na niej Dantego, autora "Boskiej komedii", której w dużej mierze poświęcona jest ta książka. Do "Boskiej..." mam słabość, szczególnie to jej pierwszej księgi, czyli Piekła, ponieważ opierałem na niej swoją maturę. Nie ukrywam więc, że miałem spore wymaganie odnośnie tej nowości Browna. Czego więc możemy się spodziewać po "Infernie"? Już śpieszę z informacją.
Oczywiście główny bohaterem jest Robert Langdon, brytyjski specjalista od symboli, który od czasów "Kodu da Vinci" cieszy się niesłabnącą popularnością. Roberta znajdujemy we Florencji, z mocno pokiereszowaną głową i amnezją. Dodatkowo, ledwo się rozbudzi, to ktoś stara się go zabić. Biedaczek ucieka dzięki pomocy pięknej, filigranowej lekarki Sienny i odkrywa dziwny przedmiot w kieszeni. Kto go ściga? Co odnalazł w kurtce? I jaką zagadkę musi rozwiązać, żeby uratować świat?Tego musicie dowiedzieć sie sami, bo ja nie mogę zdradzić nic więcej, abym nie został posądzony o spoilowanie. Dodam tylko, że wszystko ma związek z "Boską komedią" Dantego (wiem, nie było to zbyt odkrywcze) oraz pewnym szalonym aczkolwiek genialnym naukowcem.
Zaraz, moment. Czy przeczytawszy te kilka powyższych zdań nie zastawiacie sie, czy przypadkiem to nie jest opis jakiegoś superbohatera? Utrata pamięci, zagrożenie ludzkości, piękne kobiety, pościgi i wredny czarny charakter? Coś jest na rzeczy. Langdon faktycznie urasta do miana jedynej osoby, która jest w stanie nas ocalić. I to kolejny już raz. No właśnie, kolejny. Wtórność bowiem jest tu słowem kluczem. Jeżeli czytaliście wcześniejsze książki Browna to z łatwością możecie przewidzieć jak potocza się losy głównego bohatera. Pomijając już to, że ZNOWU jest ścigany przez nieznaną organizację, ZNOWU ratuje wszystkim tyłki i ZNOWU pomaga mu młoda piękna dziewczyna. Zwroty akcji można przewidzieć z dużą dokładnością i nie zaskoczę chyba nikogo, pisząc, że najlepsi przyjaciele potrafią się zmienić w największych wrogów w ciągu kilku zaledwie chwil. Ciekawe ile jeszcze autor planuje napisać książek bazując na tym samym schemacie. W końcu sława, jaką mu zawdzięczył "Kod da Vinci" nie uniesie aż tyle.
Czy jednak "Inferno" jest słabą książką? Otóż nie. Nadal czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie. Głównie dzięki dosyć lekkiemu stylowi narracji, oraz klasycznych już dla Browna krótkich rozdziałów, które kończą się zawieszeniem akcji. Trochę tym razem za dużo było wg mnie opisów dzieł sztuki i architektury, ale jestem w stanie to zrozumieć. Ja czasem po prostu przeskakiwałem po nich pędząc dalej z akcją. Tym bardziej, że Florencję poznałem dosyć dobrze dzięki Assassin's Creed 2 :P
Planowałem ocenić "Inferno" na góra 3 gwiazdki, lecz zakończenie całkowicie mnie zaskoczyło. W ostatniej chwili więc podniosłem ocenę. To kolejny powód, dla którego jednak warto z tą lekturą się zapoznać. Szybka, przyjemna i niezobowiązująca, tak mogę ją określić. A, że wtórna? No cóż, nikt nie jest doskonały. Zresztą nikt nie karze wam czytać jedną książkę Browna po drugiej. Wybierzcie sobie jedną to będziecie wiedzieli jak wyglądają pozostałe :P