"Przedksiężycowi tom 2" Anna Kańtoch
Podczas ostatniej wizyty w bibliotece dostałem informację, że będzie zakupiona druga częsć "Przedksiężycowych". Jak to? Pomyślałem. Po prawie 4 latach autorka zdecydowała się wznowić powieść, która tak bardzo zapadła mi w pamięci? A może dopiero teraz znalazła chętne wydawnictwo? Nie ważne są przyczyny, lecz efekt, dlatego tez zapisałem się na listę oczekujących i już po kilku dniach dorwałem w swoje łapki wspomnianą książkę. Wczoraj dopiero ją wypuściłem, więc pora, żebym podzielił się z Wami swoimi spostrzeżeniami.
Wpierw czuję się w obowiązku delikatnie Was wprowadzić w fabułe, która miała miejsce w pierwszym tomie. Otóż mamy odległą przyszłość, gdzie liczne korporacje zajmują się kolonizacją nowych planet. Czwórka kosmonautów ląduje właśnie na takej planecie, sprawdzając, czy w przyszłości da się ją zamieszkać. Po wyjsciu z kapsuły odkrywają liczne ruiny oraz ślady bytności wysoko rozwiniętej cywilizacji, lecz żywych istot nigdzie nie widać. Co więcej stan budynków i urządzeń wskazuje, że zostały porzucone całe dziesięciolecia temu. Podczas eksploracji dzieję się jednak dziwne rzeczy. Otóż najmniejsza nawet ingerencja doprowadza w pokrętny, aczkolwiek logiczny sposób do sytuacji, które zagrażają życiu śmiałków. Wygląda to trochę jak sceny z "Oszukać przeznaczenie". W konsekwencji tych zdarzeń ujść z życiem udaje się tylko jednemu z nich, Danielowi, który odkrywa, że dzięki swojemu szczęściu jest w stanie przeżyć.
Jednocześnie toczy się akcja w Lunapolis, głównym mieście tej planety, gdzie ludzie ciągle dążą do doskonałości. Czemu? Otóż raz na jakiś czas następuje "Skok" podczas którego wszystko to, co niedoskonałe znika. Może "znika" to nie jest dobre słowo. Raczej zostaje w przeszłości, wraz z całym światem. Mamy więc świat teraźniejszy, oraz wiele światów w przeszłości, które powstawały po Skokach. Problemem jest to, że im bardziej przeszły świat, tym większa w nim panuje entropia. Wszystko ulega rozkładowi i zepsuciu. Kto więc "zostanie z tyłu" skazany jest na powolną i nieuniknioną śmierć w wyniku chorób, zakażeń, czy też losowych wypadków śmiertelnych, które zdarzają się coraz częściej. Nic więc dziwnego, że mieszkańcy Lunapolis starają się być jak najbardziej doskonali. Kto jednak określa, co jest idealne a co nie? I tu pojawiają się tytułowi Przedksiężycowi. Są to tajemnicze zakapturzone postacie, których nikt nie widział, lecz wszyscy w nich wierzą. A wierzą tym bardziej, im bliżej jest do Skoku.
I od Skoku właśnie zaczyna się fabuła drugiej części. O ile w jedynce mieliśmy bardzo dużo historii i opisów, to tutaj możemy przeżyć to wraz z bohaterami na własnej skórze. Nie da się wszystkiego przewidzieć, dlatego też część planów, które mieli wcześniej musiały zostać zmodyfikowane. Daniel, któremu udało się dotrzeć do świata teraźniejszego, jest mocno pomijany w tej części. Wiemy tylko, że jest przeznaczony do jakiegoś większego celu, lecz jakiego możemy się tylko domyślać. Większośc akcji kręci się wokół Finnena i Kairy, czyli młodych ludzi, którzy planują dokonać rewolty i obalić istniejący porządek. Pojawiają sie też nowi bohaterowie, jak choćby pani inspektor, która mimo tego, że "została z tyłu" to postanawia dokończyć prowadzone przed Skokiem śledztwo.
Po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że najbardziej w "Przedksiężycowych" podoba mi się wizja świata wykreowanego przez autorkę. Sposoby mieszkańców, na to, aby uniknąć konsekwencji Skoku. Różne korporacje, które proponują albo cudowne genozmiany, po których będziemy świetnymi lekarzami, albo odwrotnie, będziemy sie nali na wszystkim po trochu. Ciągłe poszukiwanie recepty na doskonałość, której tak na prawdę nie ma. No i oczywiście zaawansowana technologia i sprowadzenie do rangi sztuki takich czynności jak zabójstwa, kradzieże czy sztuka cyrkowa. To społeczeństwo po prostu mnie zachwyciło. Problem w tym, że to wszystko zaoferowała mi pierwsza cześć. Natomiast w drugiej dostałem kontynuację oraz zapowiedź czegoś na prawdę wielkiego. Czegoś co zmieni ten cały świetnie wykreowany świat. Mam więc chyba do czynienia z klasycznym syndromem "drugiego tomu". Jest to zapowiedź trójki, która niedawno też ukazała się w księgarniach.
Jako samodzielna ksiażka, "Przedksiężycowi tom 2" nie jest zachwycająca. Jest solidna, jest dobra lecz zbytnio bazuje na swojej poprzedniczce. Mógłbym ją streścić w dosłownie kilku zdaniach, natomiast nad jedynka rozwodzić się z godzinę, co widać chyba w powyższym tekście. Dlatego też czekam z niecierpliwością na ostatnią część.